top of page

Sobota 9 Marca 2024

  • filippuczka
  • 9 mar 2024
  • 5 minut(y) czytania

Wielka Pardubicka część druga. Od rana jeżdżę po Kampali szukając termometru. Doczytałem literaturę fachową. Czyli artykuł na Wikipedii. Moje perypetie z cukrem związane są z brakiem odpowiedniego oprzyrządowania. Okazuje się, że praktycznie laboratoryjnego. Muszę mieć termometr, żeby wiedzieć, kiedy mój cukier osiągnie dokładnie 114C. Wypinam się na ofertę Mirki z rana żeby spróbować jej kolejnej owsianki. Tym razem nazywa się „bushera” i jest zrobiona z prosa. Nie jestem głodny oraz nie chcę zasnąć za kółkiem. Objeżdżam każdy supermarket jaki znam w okolicy. Już druga godzina i nic. Jadę do tego samego sklepu co wczoraj po cukier. Mam wielkie nadzieje, bo jest wyposażony jak trzeba. Półki nie oferują mi ukojenia. Dobra, idę zapytać.


- Dzień dobry szukam termometru kuchennego, do mierzenia temperatury.

- (wzrok w sufit, ja niegodna paczać białego) Eeee

- ???

- Eeeee, nooo, ten, mamy wagę.

- Najmocniej przepraszam, ale waga niestety na nic mi się nie przyda gdyż owa przede wszystkim służy do ważenia przedmiotów. Ja niestety potrzebuję czegoś co wskaże mi temperaturę.

- Mamy tylko wagi.

- Dziękuję. (oby ci się włosy rozprostowały)


Wiem, że marnuje czas. Zaglądam jeszcze do Chińskiego supermarketu i do galerii handlowej. Po 3 godzinach mam dość. Wracam na tarczy. W domu pytam Mirię czy wie, gdzie mogę kupić termometr. A co to termometr? Wzdycham tak że zasłony od Moniki się marszczą. Wysyłam się sam do kąta za złe zachowanie i zatapiam się w najpłytszym Internecie na ziemi. Jak czegoś szukasz na goglach to masz może 3 wyniki. Mają tutaj taki serwis, nazywa się Jiji. Trochę gumtree, trochę allegro.  Ludzie wystawiają tam rzeczy, ale trzeba do każdego dzwonić i dowiadywać, gdzie ta osoba się znajduje a potem kombinować jak się ze sobą spiknąć. Znajduje termometry. Piszę na WhatsAppie. Nie liczę na szybką odpowiedź. A jednak. Ktoś z konta firmowego jedzie pięknym angielskim w moją stronę. Proszę powiedzieć, gdzie jesteś, jak masz na imię, twój numer telefonu i co chcesz. E, termometr, ten pomarańczowy. Spoko spoko, wysyłamy typa na bodzie. Będzie u ciebie za 2 godziny max. Pieniądze przy odbiorze. Dostawa tyle i tyle. No objawienie. Nawet Amazon tak szybko nie dostarcza. Otwiera się przede mną nowy świat usług i towarów. Zapisuje firmę z miejsca. Po półtorej godziny stoi przed bramą pan z siateczką. Transakcja i uprzejmości. Pan zaskoczony, że biały, trochę się jąka, ale profeska. Mam! Jeszcze jest szansa dla tego kraju. Robię szybką szakszuke i posyłam dzieci do łóżek, żeby mi się pod nogami nie pałętały. Zabieram się za klecenie finalnego produktu, który będzie szedł do butelek. Cukier wyszedł jak ta lala. Procenty w rozwodnionym spirytusie się zgadzają. Wszystkie kalkulacje mają odzwierciedlenie w stanie faktycznym. Wszystko idzie jak po maśle. Po godzinie mam trzy zestawy po osiem buteleczek z każdego smaku. Gotowe do wysłania do biura standardów. Chwale się na grupie. Pan, który nas prowadzi przez meandry papierologii mówi, że fajnie że się cieszysz syneczku, także masz tu 10 różnych linków do rejestracji. Trzeba wszystko wypełnić i postępować zgodnie co do joty z każdą procedują. Zmęczył mnie okropnie ten człowiek tą jedną wiadomością. Wracam do moich buteleczek i pakuje je okryty hańbą do pudełek, żeby poczekały aż uda mi się wydrukować eseje na nalepkach. Zostawiam po 20 ml z każdego smaku i robię test na ludziach. Daje Ericowi, bo ten jest łasy na wódkę jak ja na osiemnastce. Pytam czy dobre i czy wystarczająco słodkie. Nie rozumiem. Tłumaczę na Francuski. Widzę, że pytania o wrażenia organoleptyczne mogę sobie wsadzić w buty. Pytam po prostu czy dobre. Tak wujku, dobre dobre. Okej. Idę z tym wszystkim do Mirii. Mirka, pijesz? Nie pije wujku. Wiem, że pijesz jak wychodzisz, nie smól proszę. Nie, nie, nie, może troszkę. Jeżu, co ja muszę przejść za socjalne konstrukty, żeby się cokolwiek dowiedzieć. Nalewam jej 5 ml na łyżeczkę i pytam o to samo, czy słodkie wystarczająco. Krzywi się jakbym jej znowu kwasku nasypał. Liczyłem na elokwencję tym razem. Dostałem – ma dobry smak. Ale za mocne. 35% jo cię prosza. W głowie gra mi mój ulubiony Polski raper, O.S.T.R – cytat: „(…) i dziękuj Bogu, że póki co odróżniasz gówno od twarogu.” Niestety w tym przypadku nawet dobry boże nie pomoże. Poddaje się. Moje świnki morskie laboratoryjne urodziły się bez języków. Nie wiem czego ja oczekiwałem. Do mikstury używam już naszej wody z filtra. Jako że filtr warczy, ryczy, trzeszczy, znaczy pracuje, to proszę, żeby Eric napełnił wszystkie butelki na wodę. Robię mu małą stację z krzesełkiem, baliami oraz lejkiem i pokazuje na migi co ma robić. On wszystko rozumie. Wstaje i po chwili wraca z sitkiem. Konsternacja roku. Ale po co ci sitko? No na wodę. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Uprzejmie oznajmiam, że sitko nie będzie tym razem potrzebne. Nie wiem co mu wpadło do głowy. Oczywiście, że sitko do mąki jest potrzebne, przecież 5 mikronów w filtrze to za mało, nigdy za dużo ostrożności. Zostawiam go z tym zadaniem i mam nadzieję, że nie spali tej budy. Idę wyznaczać kolejne karkołomne zadania. Proszę Mirkę o kupno paczki jednorazowych kubeczków plastikowych. Powtarzam 3 razy. Upewniam się, że wie o co chodzi. Daje pieniądze. Czekam. Wraca po dziesięciu minutach.  Wręcza mi coś wielkości worka na śmieci. Patrzę do środka a tam 20 plastikowych kubków na kawę z uszkiem. Pytam się co tu się odwaliło? No kubki. To są jednorazowe? Nie. Pokazuje jej zdjęcie na telefonie. Aaaaaa, oooo, eeeee. Okej, na spokojnie. Czy można oddać? W Ugandzie bardzo ciężko cokolwiek oddać jak już to kupiłeś. Praktycznie niemożliwe. Dobra kij w to, nie ma problemu, damy radę. Klepie się po pleckach i wmawiam sobie, że wszystko będzie dobrze. Dziękuje Mirce i oznajmiam, że jak kiedykolwiek będę cokolwiek od niej chciał to nie ruszamy się z miejsca, póki nie mamy wizualnego potwierdzenia ze zdjęciem. Ech. Dobra. Kubki potrzebne mi są na sadzonki. Udało mi się wytrząść jakieś 25 ziaren konopi z ostatniego krzaka, który dostałem a teraz sobie powoli kiełkują u mnie w pokoju na talerzu. Oczywiście kilka dni temu Mirka już próbowała je wyrzucić. Myślała, że skończyłem jeść. Dzisiejszy dzień testuje mnie na całego, piątka z cierpliwości. Nie szóstka, bo w środku chce ich powybijać. Zabieram się za zupkę na wieczór. Miria pomaga mi obierać warzywa, komentując, że moja muzyka jest nudna i że Afrykańska jest najlepsza. A kysz gnojku. Puszczam na głośniku Jamajski Dancehall żeby się wszyscy zatkali. Dzwoni Mojżesz, gadamy o bzdetach. On zauważa, że Miria jest u nas. Prosi, żeby podeszła do telefonu: Hej Miria, gadałem z Moniką, przyjeżdża jutro rano o ósmej. Ach ok, dzięki wujku za wiadomość. Będę się zbierać. Ja wychodzę na zewnątrz, widzę, że Mojżesz się zwija. Oczywiście że kłamał jak z nut. W sumie dobrze, bo za dużo ludzi w domu. Będzie zła jak osa jak się dowie, że ją oszwabił. Jak kończę wszystkie manualne rzeczy i zaczynam powoli kierować się w stronę mojego pokoju. Na Instagramie wyskakuje że mój znajomy z Londynu coś tam polubił. Jelani. Szef kuchni z maleńkiej wyspy Montserrat na Karaibach, z którym zaczynaliśmy całą przygodę w Cabbim. Godzinna gadka i łapanie się za głowę co ja wyczyniam w Ugandzie. Miło zakończyć dzień ze znajomą gębą. Jutro chcę, żeby wszyscy dali mi święty spokój. Melinuje się i wyciszam telefon. Jak Eric pierdnie przed 9 rano to go wywłaszczę. A, ostatnia rzecz, sąsiedzi sprawili sobie nowego koguta. Zamorduje gnoja.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Nieporek 31-1-2 Marwietnia 2024

Uf. Trochę mnie wessało. Po kolei. Niedziela nie była niczym specjalnym, można pominąć. Seriale i żarcie. Z niedzieli na poniedziałek,...

 
 
 
Sobota 30 Marca 2024

Zaczynam od wielkich zakupów na cały tydzień, żeby mieć z głowy. Wypycha mi koszyk. Pani na kasie przekazuje moją pilną sprawę do...

 
 
 
Piątek 29 Marca 2024

Wielki piątek. Nie mam w planach zbyt dużej ilości podróżowania. Klecę na spokojnie śniadanie i przed 10:00 wyjeżdżam odebrać zamówione...

 
 
 

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page