top of page

Piątek 15 Marca 2024

  • filippuczka
  • 15 mar 2024
  • 4 minut(y) czytania

Budzik na dziewiątą. Próżne nadzieje, że to on właśnie mnie obudzi. Nie nie nie. Tutaj hierarchia jest inna. Pierwszy wstaje Eric i drze ryja na cały regulator na telefonie, co budzi koguta, a kogut budzi mnie. Ech no trzeba wstać. Kevin ma mnie odebrać o 9:30. Zbieram się na spokojnie, ale śniadanie jakoś mnie nie ciągnie. Nawet pączki z wczoraj do mnie nie przemawiają. Mirka wywleka się z pokoju i zmusza się, żeby pójść do łazienki. Eric już zawzięcie kopie nasze nowe pole fasolowe. Mój kierowca dzwoni, że będzie za 7 minut i mam wyjść na ulicę. Wychodzę po dziesięciu, bo wiem że będę czekał. Ktoś mnie mija, uśmiecha się i mówi money (pieniądze). Ja mówię że no money (żadnych pieniędzy). Facet śmieję się i odchodzi. Ja zauważam na końcu drogi zaparkowanego mercedesa. Wsiadając do mnie dochodzi, że facet chciał powiedzieć morning (dzień dobry). Ale miał tak ciężki akcent, że wydawało się, że chce pieniądze. Biedak, chciał się tylko przywitać. No nic pan nie zrobisz. Lecimy do biura, w którym już byłem z ojcem i braćmi Kevina. Firma zajmujące się finansami. Siadamy i maglujemy całą wycenę sprzętu i systemów którą im przygotowałem. Bez mała 3 godziny prania mózgu. Pani po prawej chyba powinna być stenotypistką, bo chyba z 7 stron notatek zawaliła drobnym maczkiem. Ta firma nigdy nie miała nic do czynienia z gastronomią więc wszyscy się uczą na robocie. Głodni jak wilcy uciekamy z biura na górce. Kevin chce mnie zabrać do jakiegoś wypasionego miejsca. Mnie to tam wszystko jedno byle by coś zjeść. Droga do wypasu kończy się nam na jednym ze skrzyżowań. Osoba kierująca ruchem tak pomogła, że precel w porównaniu z tym co tam się wyprawiło wydaje się prosty jak linijka. Rezygnujemy z pchania się w odmęt organizacji ruchu drogowego i lecimy w stronę mojego domu. Zatrzymujemy się pod czymś co wygląda na prywatny 3 piętrowy dom. Okazuje się, że na dachu przycupnęła ładna restauracyjka, bez wymuszonych dekoracji, wszystko w drewnie i lnie, bardzo przewiewnie. Podoba mi się. Z miejsca zamawiamy napoje a po 5 minutach jedzenie. Zatapiamy się w gadce o gastronomii, tym razem bardziej od strony kuchni i jego pomyśle na to co będzie tam serwowane. Mija godzina, jedzenia dalej nie ma, 3 razy pytamy. Zaraz będzie, zaraz będzie. W końcu doszło. Na bazie tej restauracji wytykam wszystkie błędy w serwisie i uczę Kevina na co ma zwracać uwagę. Już mamy wychodzić, ale dołącza do nas znajomy K. Kolejny chłopak z super biblijnym imieniem, coś jak Izaak albo Izajasz. Oczywiście że nie pamiętam. Chłopaki w wieku około 24 lat. Kevin mówi, że pości w piątki i nie je mięsa. Oczywiście że je rybę. Panowie schodzą na tematy religijne, szeroko pojętej wiary oraz tego kto jest lepszym chrześcijaninem, bo ten pości a ten nie. Mają ciekawe argumenty teologiczne, ale ja się nie wtrącam, bo by mnie deportowano z kraju. Słucham sobie tylko, ja tu nie przyjechałem żeby zmieniać ludziom światopogląd. Ja tu jestem po to, żeby rabować portfele. Uciekamy po 15 minutach mierzenia katolickich motywów fallicznych. Wiem, że na odwózkę do domu nie mam co liczyć, ale jest blisko więc łapię lepszą pierwszą bodę. Ta, ta, wiem, wiem, wiem gdzie jechać. Guzik wiesz, ale jedźmy. Pan bodziasty robi kółko jak z marzeń, objeżdża wszystko od tyłu, musze włączyć mapy i go prowadzić. Jedziemy po takich wertepach ze mi się oranżadą z komunii odbija. Dojeżdżamy, brakuje mi 2000 więc wysyłam Erica żeby rozmienił. Oczywiście dogadać się o co mi chodzi bez tłumacza graniczy z cudem. Daliśmy wszyscy kolektywnie radę. Odpoczywam chwilę i czekam aż korki zelżeją. Po godzinie pakuje się do auta i lecę na szybkie zakupy do Karefura. Przy wejściu do sklepu jest stanowisko z elektroniką. Wybieram drukarkę. Pani daje mi inną, droższą, ja na to, że chcę tą tańszą. Znowu mi daje inną. Pani, no we no. W końcu mi pokazuje to co chce. Płacić teraz? Nie, podejdę jak będzie pan z koszykiem przy kasie. Dobra. Faktycznie podbiega do kasy i dodają to do rachunku. Jeszcze tylko 10 zdjęć drukarki, kodów kreskowych oraz mojego rachunku. Poproszę również o obstawę ochrony. Wracając do domu jak zawsze musze się przepchnąć przez małe skrzyżowanie przy wyjeździe. Jakaś parka na bodzie koniecznie chce wylądować na masce mojego pikapa. Wiem komu w tym ustawieniu stanie się krzywda. Nie mnie. Droga do domu jak zawsze ciemna, autostrada, gdzie bandy ludzi robią sobie przystanki. Ciemne cienie przemykają jak jelenie, widać tylko oczy. Slalom pomiędzy żywimy przeszkodami. Chleb powszedni. W domu proszę Erica, żeby rozpakował auto. Daje mu 4 butelki coca coli za dobre sprawowanie. Siadam na werandzie i próbuje nadgonić z wiadomościami. Mojżesz wylądował w szpitalu w Londynie. Standardowa morfina. Lekarze mówią, że może to być kolejne zakażenie. Ponoć w jego stanie jest się bardzo podatnym na takie rzeczy, bo ma w żołądku mokre rany. A ten kretyn sobie wpierniczył na lanczyk kobiałkę niemytych czereśni. Ręce opadają. Wszyscy go wyzwali od ostatnich łącznie ze mną. Jak ten facet się sam nie zabije to ja to zrobię. Wracam do porządku dziennego. Eric przechodzi i wołam go do siebie na pogawędkę. Biorę telefon z tłumaczem i mu wyoślam: Serdecznie upraszam się o nie darcie ryja na pełnej petardzie w godzinach w których śpię. Pomiędzy 00:00 w nocy a momentem, kiedy zobaczy mnie rano, ma utkać papę. Jak chce walczyć z całą rodziną to proszę, ale na podwórku i po drugiej stronie domu. Chyba dochodzi. Składam rączki do pacierza i przykładam do policzków przekręcając głowę na bok, co jest międzynarodowym znakiem na sen i mówię: plis erik plis no no. Potem omawiamy jeszcze raz kwestię bezpieczeństwa i zamykania drzwi. Jakoś nie potrafi do niego dotrzeć że ma zamykać tylne drzwi po zmroku. Nic, całe życie się uczymy. Idę zmyć z siebie małą cegiełkę, którą skumulowałem przez cały dzień. Kupiłem nutellę i nie zawaham się jej użyć. Jutro robię kolejne podejście do chleba. Aktywowałem mój zakwas. Ach będzie się działo. Poza tym jest plan na bajgle oraz „tepache” czyli meksykański domowy podpiwek ze skórek ananasa. Polecam.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Nieporek 31-1-2 Marwietnia 2024

Uf. Trochę mnie wessało. Po kolei. Niedziela nie była niczym specjalnym, można pominąć. Seriale i żarcie. Z niedzieli na poniedziałek,...

 
 
 
Sobota 30 Marca 2024

Zaczynam od wielkich zakupów na cały tydzień, żeby mieć z głowy. Wypycha mi koszyk. Pani na kasie przekazuje moją pilną sprawę do...

 
 
 
Piątek 29 Marca 2024

Wielki piątek. Nie mam w planach zbyt dużej ilości podróżowania. Klecę na spokojnie śniadanie i przed 10:00 wyjeżdżam odebrać zamówione...

 
 
 

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page