top of page

Czwartek 21 Marca 2024

  • filippuczka
  • 21 mar 2024
  • 3 minut(y) czytania

Dzisiaj odcinek kuchenny. Na śniadanie ryż na mleku z Nutellą, bananami i orzechami.  Mocne otwarcie z chleba na zakwasie. Zaczynam ciasto, ale już wiem, że coś jest nie tak. No nie da się z tej mąki zrobić nic innego niż naleśniki. Zostawiam na boku i oddaje to w ręce bogów glutenu. Będę musiał chyba poświęcić kurę. Jak o kurach mowa, Eric pyta się czy moglibyśmy kupić rzeczone ptactwo. Mi się pomysł podoba, ale Mojżesz by chyba powiedział, że oszaleliśmy. Kolejnego koguta nie strzymię. Na razie mówię, że nie, poczekamy aż Mojżesz wróci. Chwila odsapnięcia i biorę się za bajgle. Tym razem na mące do wszystkiego. Małe nawodnienie, żeby wydawało się, że są gumowe w środku. Też sobie rosną z boku spokojnie. Następnie na tapetę leci domowy makaron. Tym razem nie używam normalnej mąki, tylko semolinę. Normalny przepis na makaron to na 100g mąki jedno żółtko. Z semoliną mamy na 100g mąki 50ml wody. To jest przepis z południa Włoch. Makaron wychodzi żółty, bo mąka ma takie zabarwienie. Wałkuje na jakieś 2 milimetry i robię tagliatelle. Taki grubsze, żeby było czuć na zębie. Zasypuje wszystko mąką i odstawiam, żeby przeschło. Bajgle w międzyczasie już uformowane. Urosły sobie trochę, można wrzucać do posłodzonej wody. Ładnie pęcznieją. Już widzę, że będzie lepiej niż wczoraj. Sól i sezam na górę i do piekarnika. Wiem, że będzie dobrze. Do makaronu będzie połączenie Puttaneski z Arrabiatą.  Sos pomidorowy z oliwkami, kaparami i chilli. Już sobie ładnie pyrka na ogniu. Czas wyciągnąć bajgle z pieca. Wyglądają dobrze. W smaku. Hmm. Bliżej im do obwarzanków krakowskich. Nie aż tak suche, ale bardzo podobne. Dla niewtajemniczonego bajglojada pewnie nie byłoby różnicy, ale jak zawsze wszystko rozbija się o detale. Wypiek zajebisty, ale to jeszcze nie to. Brakowało mi krakowskich obwarzanków, będę robił częściej. Zaczynam rozciągać chleb. Leje się jak flaki. Ech chyba nie uratuje. Jeszcze 3 rozciągania ciasta, może gluten się zacznie kleić. Dzwoni Diana, że mają dla mnie pieniądze i czy jestem w domu, bo nie chcą z taką ilością jeździć. Zapraszam. Wpadają po 10 minutach. Widzą, że wyglądam jak syn młynarza więc się za bardzo nie obściskują. Dostaje konkretny plik pieniędzy i foliowy pakuneczek z szaszłykiem wieprzowym. Wymieniam na bajgle. Taki barter. Szybkie uprzejmości i muszą uciekać po dzieci. Ja wracam do mojej eksplozji w kuchni. Stawiam garnek z wodą i solą na makaron. Jak tylko się zagotowuje wrzucam świeże kluski do wody i czekam nie dłużej jak 3 minuty, żeby wyciągnąć te cudeńka. Sprężyste i lśniące. Dolewam chochelkę wody z pasty do sosu, żeby trochę zagęścić. Wszystko wygląda dobrze. Eric krąży jak zły. Dzisiaj próbuje takich rzeczy, że do szóstego pokolenia będą opowiadać. Mojżesz zaczyna się odzywać, wygląda coraz lepiej, obgadujemy co i jak. Ja idę na łóżko rozdzielić pieniądze a potem schować do sejfu. Makaron jest nieziemski. Myślę, że każdy chociaż raz w życiu powinien spróbować zrobić swój makaron. Ten z paczki to jest okrutny żart. Jestem napchany jak małe prosiątko. Ale nie czas na odpoczynek. Eric wpuszcza na podwórko jakiegoś faceta. Chłopak próbuje sprzedać mi Internet. Fakt faktem potrzebuje Internetu, ale jego oferta trochę mi śmierdzi. Wymieniamy się numerami i przyrzekam, że się odezwę. Sprawdzam co to za firma na goglach. Ocena i opinie, poniżej 2 gwiazdek. 200+ negatywnych komentarzy z 220. Uch, nie dziś drogi panie. Facet dobija mi się na wiadomościach. Dziękuję i blokuje numer, bo facet robi się nachalny.  Siedzę i planuje na jutro. Będzie dużo jeżdżenia i wkurzania ludzi. Mam zamiar zawieźć zardzewiałego tanka i zrzucić go na placu Steel and Tube. Bo trochę się ociągają. Dam im powód do zagęszczenia ruchów. A niech ktoś pierdnie, to wywlekę mojego wewnętrznego Anglika, który domaga się satysfakcji. Jak trzeba będzie krzyczeć rasizm to będę. Następnie banki, urzędy, telekomunikacja. Już się nie mogę doczekać. Wracam znowu do kuchni, żeby ostatecznie rozprawić się z rozlazłym ciastem na chleb. Na gnojówkę. Bez żalu. Chcę sobie poleniuchować, ale nie dane mi jest. Dzwoni ojciec Morrisa. Pan Method. Wypytuje jak ja sobie do cholery radzę sam. Mam ręce i aparat mowy, daje radę. Znienacka dostaje zaproszenie, żeby pojechać z nim pod granicę z Rwandą do jego wioski na Wielkanoc. Hmmm. Muszę to przemyśleć. Jak zawsze, zobaczymy. Biorę się za sprzątanie mącznej bomby atomowej która wybuchła w kuchni. Eric śpi jak zabity, węglowodany go pokonały. Wysyłam zdjęcia bajgli do wszystkich zainteresowanych. Przynętę chapią jak młode pelikany - Sankara i Kevin, ślinią się. Mogą lizać ekrany swoich telefonów na razie. Ja się odmeldowuję.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Nieporek 31-1-2 Marwietnia 2024

Uf. Trochę mnie wessało. Po kolei. Niedziela nie była niczym specjalnym, można pominąć. Seriale i żarcie. Z niedzieli na poniedziałek,...

 
 
 
Sobota 30 Marca 2024

Zaczynam od wielkich zakupów na cały tydzień, żeby mieć z głowy. Wypycha mi koszyk. Pani na kasie przekazuje moją pilną sprawę do...

 
 
 
Piątek 29 Marca 2024

Wielki piątek. Nie mam w planach zbyt dużej ilości podróżowania. Klecę na spokojnie śniadanie i przed 10:00 wyjeżdżam odebrać zamówione...

 
 
 

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page